Zielona architektura przyszłości

– Jeśli ekologia jest naszą religią, to bez misjonarstwa. Niczego nie narzucamy ani nie zakazujemy, staramy się kreować trend – mówi Szymon Wojciechowski. W rozmowie z sześcioosobową reprezentacją APA Wojciechowski mierzymy się ze złożonością problemu ekologii i zrównoważonego rozwoju w architekturze.

(Magazyn Architecture Snob, #1)

Marcin Szczelina: Na swojej stronie internetowej opublikowaliście 5 zasad zrównoważonego rozwoju dla architektury. Tymczasem Aaron Betsky mówi, że architektura zawsze jest aktem przemocy na środowisku i żeby powstrzymać katastrofę, powinniśmy w ogóle przestać budować, co w dzisiejszym świecie jest niemożliwe. Co architekci mogą zrobić dla środowiska?

 

Szymon Wojciechowski: Zgadzam się z tym, że postawienie nawet najlepszego budynku jest aktem przemocy. Człowiek pokazuje w ten sposób swoją władzę nad naturą. Trudno nam architektom głosić powstrzymywanie się od budowania, w związku z tym dobrze byłoby, żeby ta przemoc miała jak najmniejsze skutki. Opracowaliśmy więc 5 zasad, które staramy się wcielać w życie i które mają spowodować, że budynki będą trwałe, aby nie było potrzeby powtarzania tego aktu przemocy w bliskiej przyszłości. Po pierwsze, uważamy, że należy projektować pięknie, bo piękno powoduje więź emocjonalną z budynkiem i prawdopodobieństwo tego, że ktoś zechce go zniszczyć, jest mniejsze. Po drugie, należy projektować ponadczasowo i porządnie – nie musimy szukać poklasku środowiska podążając za modą, musimy projektować tak, żeby budynek po przetrwaniu okresu, kiedy jest modny, nadal był ciekawy. Po trzecie, musimy projektować budynki otwarte na przyszłość – nie możemy jej przewidzieć, więc trzeba projektować z szerokim planem, tak aby przyszłe pokolenia mogły wprowadzić w nim zmiany. Po czwarte, ważne jest żeby budynki były zdrowe komercyjnie – żeby przynosiły zyski, a nie straty. Po piąte, ważne, żeby budynki były ekologiczne – żeby ślad węglowy był jak najniższy i żeby w razie konieczności ich rozbiórki pozostałości stały się surowcami wtórnymi, a nie odpadami. Tymi zasadami zawsze staramy się kierować przy projektowaniu.

Michał Sadowski: Przede wszystkim to nie architekci budują, tylko inwestorzy. Metodą na ograniczenie rozwoju ludzkości nie jest przestać budować, bo to nie przełoży się na ograniczenie eksploatacji środowiska. Jeśli ludzie nie będą mieli gdzie mieszkać, to się zagęszczą, jeśli nie będą mieli gdzie pracować, to się zrobotyzują. Ziemia jest zajeżdżona przez człowieka na innych polach, wciąż uczymy się jak ograniczać nasz wpływ na planetę: prostym przykładem są samochody, które jeszcze niedawno produkowały o wiele więcej spalin. Trend jest wszędzie podobny, natomiast kłopotem – również w architekturze – jest powszechny konsumpcjonizm i cała rzesza ludzi, która próbuje narzucić nam potrzebę wymieniania wszystkiego na nowe co dwa lata.

Marcin Grzelewski: Zrównoważony rozwój to nie tylko architektura, ale nasze codzienne funkcjonowanie w ogóle, jako ludzi. Ciągłe myślenie o tym jak umożliwić korzystanie ze świata przyszłym pokoleniom, ograniczając wspomnianą przemoc. Tak jak na co dzień można różnie podchodzić do kwestii ochrony środowiska, tak różnie realizuje się zrównoważony rozwój w projektach architektonicznych. Jesteśmy odpowiedzialni za przestrzeń jaką kreujemy, więc trudno byłoby być ignorantem w kwestii aspektu środowiskowego. Odpowiedzialność projektowa i zrównoważony rozwój są według mnie nierozłączne. W APA wszyscy w to wierzą, różnimy się jedynie w kwestii ilości osobistego zaangażowania w temat.

Agnieszka Kalinowska-Sołtys: Nie każdy budynek jest aktem przemocy. Oczywiście, jeśli wjeżdżamy na teren zielony ciężkimi maszynami, niszczymy faunę i florę tam istniejącą – to jest to przemoc. Ale popatrzmy na tereny zurbanizowane, tzw. brownfields – tereny zanieczyszczone, poprzemysłowe. Inwestycja jest dla takiego terenu szansą na oczyszczenie i rekultywację. Powstanie tam budynek, który będzie służył ludziom i dobremu samopoczuciu – w takim wypadku jest to dobre działanie. Dlaczego nie zbudować budynku w miejscu asfaltowego parkingu w środku miasta, który nagrzewa się od słońca i przyczynia się do efektu wyspy ciepła? Możemy zrobić coś lepszego – budynek zeroenergetyczny, z ulami na dachu, ogrodem na tarasach. W ten sposób przyczynimy się do powstania czegoś, co bardziej sprzyja środowisku naturalnemu i klimatowi niż parking. Warto też zwrócić uwagę na to, że nowe budynki to zaledwie promil terenów zurbanizowanych. Ponad 99% budownictwa to budynki stare, często w bardzo złym stanie technicznym. Brak wystarczającego docieplenia wielu mieszkań przekłada się na nadmierne zużycie energii do ich ogrzania, a energia w Polsce w ponad 80% pochodzi z węgla. To sprzyja ocieplaniu klimatu, bo ilość emisji jest olbrzymia. Wchodzi tu jeszcze aspekt ekonomiczny: wielu ludzi nie stać na duże rachunki za ogrzewanie, mieszkania są więc niedogrzane, przez co zawilgocone, w efekcie czego rozwija się pleśń, która niszczy budynki i jest chorobotwórcza dla ludzi. Jest bardzo wiele aspektów tego problemu, dlatego należy poprawiać jakość budynków poprzez generalne remonty. A jeżeli na miejscu bardzo zdegradowanego budynku budujemy nowy, lepszej jakości, będzie on zużywał mniej energii, będzie bardziej przyjazny dla środowiska naturalnego i zdrowia.

Dżafar Bajraszewski: Nova Silesia w Katowicach jest przykładem zespołu budynków na terenie opustoszałym, wyjętym z życia miejskiego. Planiści wyrazili zgodę na przywrócenie go miastu i zbudowanie nowej przestrzeni. Moim zdaniem akt przemocy jest wtedy, kiedy ślad jest negatywny. W momencie zagospodarowania terenów takich jak zdegradowany teren po dawnym hotelu Silesia, ten ślad będzie pozytywny i przyniesie odpowiedź na potrzeby mieszkańców. Wróciłem niedawno z Oslo i tam nawet w McDonaldzie są tacki nieco inne niż te znane u nas: mają kolor zielony – są wykonane z plastiku wyłowionego z morza. Budowane tam nowe Muzeum Edwarda Muncha wygląda świetnie, a podobno cała okładzina zewnętrzna jest wykonana z materiałów z odzysku. Takie działania również niwelują tę przemoc.

Doskonale wiemy, że recykling nie jest już odpowiedzią. Problemem jest nadprodukcja. 28% globalnej emisji CO2 to branża budowlana, ⅓ globalnej produkcji plastiku idzie do budownictwa, głównie pod postacią styropianu. Architekci mogą wymyślać różne rozwiązania, ale tak jak wspomniał Michał, jednak to inwestor buduje. 

AK-S: Inwestor decyduje, bo ma pewną wiedzę na jakiś temat. Jeżeli deweloper jest świadomy, bierze pod uwagę aspekty zarówno ekonomiczne, jak i ekologiczne. Architekt to zawód zaufania publicznego – służy swoją wiedzą i doradztwem, może wyedukować dewelopera i go przekonać. Tak było dziesięć lat temu, kiedy zaczęliśmy opowiadać naszym inwestorom o certyfikacjach LEED, BREEAM, szkoliliśmy ich w tym zakresie. Po dwóch latach przychodzili do nas przekonani, że tego chcą. Potem zrozumieli, że to świetne narzędzia, które pomagają tworzyć budynki lepszej jakości i przekonywać do lepszych rozwiązań.

Ale to wiąże się z większymi wydatkami.

AK-S: Czasami tak, ale jednocześnie inwestor dostaje za to punkt, który pomoże mu uzyskać certyfikat. Podobnie możemy edukować w kwestii innowacji. Zaczęliśmy mówić o budynkach drewnianych w kontekście szkodliwości materiałów budowlanych (produkcja betonu i stali ma bardzo negatywny wpływ na środowisko). W naszej pracowni powstały dwa projekty z drewna w technologii CLT. Oczywiście, każda budowa zostawia ślad na naturze. Moglibyśmy powiedzieć stop, ale to będzie miało szereg negatywnym konsekwencji w innych aspektach – społecznych czy kulturowych. Nie tylko architekci straciliby pracę, ale też setki tysięcy pracowników firm podwykonawczych. Myślę, że najważniejsza w tym wszystkim jest kwestia edukacji: budowanie świadomości i dążenie krok po kroku do celu, jakim jest przejście na budownictwo nie oddziałujące negatywnie na środowisko. Nie wiemy jak będzie wyglądał świat za pięćdziesiąt lat, ale ekonomia cyrkularna jest początkiem myślenia o tym, co możemy zrobić już teraz dla przyszłości architektury.

DB: Przy wspominanym przeze mnie starym Muzeum Muncha jest zorganizowana

przestrzeń, w której wyświetlane są materiały edukacyjne, pokazujące, przygotowania do wielkiej przeprowadzki do nowej siedziby, pokazujące, że coś się zmienia i w jaką stronę można iść.

Witek Dudek: Musimy też sobie zdać sprawę, że temat zrównoważonego budownictwa podjęty został dopiero jakieś 15–20 lat temu. Żebyśmy mogli określać projekty, które realizujemy mianem zrównoważonych, potrzeba jeszcze trochę czasu, bo do zupełnej równowagi brakuje jeszcze wiele. Ale edukacja wszystkich stron procesu budowlanego, krok po kroku może sprawi, że w którymś momencie ta równowaga nastąpi.

SW: Moim zdaniem parę tysięcy lat temu budownictwo było zrównoważone. Forum Romanum zostało doszczętnie rozebrane, a kamieni użyto do stworzenia następnych budynków.

Edukacja edukacją, ale zrównoważony rozwój wciąż jest kosztowny i inwestorzy często wybierają to, co jest tańsze. Certyfikaty naprawdę pomagają?

MS: Ważna jest nie tylko świadomość problemu, ale też tego jak przekazać go inwestorom. Większość inwestorów ma raczej krótkofalowe cele. Dobrze wykształcony architekt powinien potrafić pokazać inwestorowi, że dany system mu się opłaci, przekonać go. 

SW: Certyfikacja jest narzędziem marketingowym, które zmusza inwestorów do stosowania zielonych rozwiązań.

AK-S: Ja ujęłabym to bardziej pozytywnie: to narzędzie, które pomaga nam zbudować budynek lepszej jakości, trwalszy, zużywający mniej energii czy wody.

SW: Oczywiście, ale moglibyśmy to samo zrobić bez certyfikatu. Tyle, że nie zawsze przekonasz inwestora do wydania większej sumy na coś, jeśli nie będzie za to punktu.

WD: Z mojego doświadczenia wynika, że kiedy zaczyna się z inwestorami rozmowy na temat certyfikacji, w większości przypadków padają pytania o korzyści i koszty. Większość inwestorów decyduje się spełnić minimalne wymagania, bo wiedzą, że budynek z certyfikatem się łatwiej wynajmie czy sprzeda. Kwestie ekologiczne są gdzieś na dalszym planie.

DB: Z roku na rok te wymagania wzrastają. To, co dzisiaj jest minimum, reprezentuje całkiem przyzwoity poziom w stosunku do tego, co było minimum dziesięć lat temu.

AK-S: Nie zgodzę się z tym. Mamy inwestora, który w 2010 roku podjął decyzję o certyfikacji LEED zaczynając od najniższego poziomu. W miarę pracy nad projektem i uświadamiania sobie czym jest to narzędzie i jakie może mieć długoterminowe korzyści, nie tylko finansowe, ale też ekologiczne i PR-owe, skończyło się na tym, że budynek dostał najwyższy poziom certyfikacji LEED Platinum. Mało tego, był wtedy drugim w Polsce budynkiem z największą ilością punktów w certyfikacji.

SW: Inwestorzy zdają sobie sprawę z sytuacji rynkowej i zaczynają myśleć długodystansowo. Skończyły się już czasy, w których budowało się jak najniższym kosztem, byle jak najszybciej skończyć i wynająć. Rynek stał się trudniejszy – trzeba konkurować nie tylko ceną, ale też jakością, trwałością i ekologicznymi rozwiązaniami. W tej chwili bardzo wiele firm ma absolutny zakaz wynajmowania pomieszczeń w budynkach niecertyfikowanych. Tak działa to narzędzie – edukuje, ale też wymusza. Certyfikacja jest kosztowna, ale przynosi bardzo dużo dobrego. 

MG: Wszyscy używają certyfikatów, żeby przekonać inwestora do stosowania zielonych rozwiązań – to przekłada się na bezpośrednią wartość komercyjną budynku. Wszystkie nasze projekty są certyfikowane, a nawet tam, gdzie inwestor nie chce certyfikacji, projektujemy zgodnie z ich zasadami. Dzięki temu każdy budynek jest lepszy.

Jakie konkretnie rozwiązania stosujecie w takich budynkach?

MG: Nasze budynki mają popularne już systemy odzysku wody, odzysku ciepła czy ograniczające zużycie energii. Projektując myślimy jednak nie tylko o inwestorze i tym jak może najlepiej wykorzystać działkę, ale też o użytkowniku końcowym. Dbamy o to żeby budynki były przyjazne, na przykład dzięki odpowiedniej ilości światła naturalnego, jakości wewnętrznego powietrza czy odpowiedniej funkcjonalności promując zdrowszy tryb życia.  

AK-S: Ważnym punktem są materiały elewacyjne, które mają ogromne znaczenie w kontekście budżetu – w przypadku budynków biurowych, elewacja to aż 20–30% kosztów. Namówić inwestora, żeby zapłacił troszkę więcej jest trudnym wyzwaniem. Tańsze materiały pochodzą najczęściej z Azji, tak jak np. czarny granit chiński, którego wydobycie degraduje środowisko, w dodatku ślad węglowy transportu jest bardzo duży. Ale głównym argumentem jest dla nas to, że jest on mniej wytrzymały niż np. polskie kamienie.

Czy istnieje jakiś katalog ekologicznych zamienników?

AK-S: Jest taki w Wielkiej Brytanii w BRE, którzy stworzyli certyfikację BREEAM. Z powodu kontekstu brytyjskiego czasem trudno jest nam z niego korzystać. U nas ścianki kartonowo gipsowe robi się na przykład profilach aluminiowych, u nich wciąż na drewnie. Znajdziemy natomiast w tym katalogu oceny środowiskowe obliczone dla cyklu życia danego materiału. Wspomniany granit ma najniższą ocenę E, czyli jest niedopuszczalny w budynkach certyfikowanych. 

SW: Trudno nam myśleć w kontekście zamienników, bo niczego nie zamieniamy. To są rozwiązania, które od początku są wpisane w projekt.

Przy każdej z waszych pięciu zasad podajecie przykłady budynków, które je realizują. Umieściliście na tej liście centrum handlowe, a one uchodzą przecież za budynki najbardziej niezrównoważone.

SW: Centra handlowe są obiektami kontrowersyjnymi, ale jak wskazuje ilość osób, które do nich przychodzą – potrzebnymi, przynajmniej na razie. Rozumiejąc tę potrzebę, postaraliśmy się zrealizować Galerię Północną tak, żeby była aktem przemocy jak najmniejszym.

 

Czy pomimo wszystko to nie jest jednak pudrowanie rzeczywistości? Kilkadziesiąt metrów trawnika na dachu to nie sprawia, że budynek jest ekologiczny.

WD: Żyjemy w takim świecie, że nie jesteśmy w stanie uniknąć czy zatrzymać gwałtu na naturze. Chodzi o to, żeby kontrolować go i ograniczać. Moim zdaniem już na bardzo wczesnym etapie myślenia o zagospodarowaniu terenu na przykład na etapie tworzenia planów miejscowych powinno się zwracać większą uwagę na ochronę środowiska. Często plany zagospodarowania terenu pozwalają zabudować dany teren w 95 czy 100 procentach, co skrzętnie wykorzystują właściciele i inwestorzy. Projektując Galerię Północną staraliśmy się korzystać z rozwiązań proekologicznych, ale jednocześnie zobowiązani byliśmy do uwzględnienia zapisów planu miejscowego. Wspomniany trawnik na dachu to zielony dach o powierzchni 6,5 tysięcy m2, nie trawnik ale zieleń intensywna, zorganizowana i funkcjonująca jak zieleń na gruncie rodzimym. Oczywiście, aspekt ekologiczny w Galerii Północnej to nie tylko zielony dach, to również szereg innych rozwiązań energooszczędnych, systemy odzysku i powtórnego wykorzystania wody czy ciepła. Galeria Północna uzyskała certyfikat na poziomie LEED Gold, co potwierdza zastosowane tym projekcie rozwiązania proekologiczne.

SW: Oczywiście, wszystkich nas śmieszy zazielenianie wszystkiego i greenwashing, ale przynajmniej coś się dzieje i przyniesie jakiś skutek – choćby edukacyjny.

AK-S: Nie mylmy tu pojęć. Greenwashing to pojęcie o negatywnym zabarwieniu. Jeżeli jakaś firma przez swoją działalność bardzo degraduje środowisko, a przykleja sobie etykietkę „jesteśmy zieloni”, to jest nie fair.

Mam wrażenie, że ostatnio w Polsce każde biuro architektoniczne promuje się jako zrównoważone. Podpisywane są deklaracje, takie jak #ArchitekciDlaKlimatu. Nie sądzicie, że to też jest greenwashing i działanie tylko dla zysków?

SW: Zyski to nic złego. Jeżeli to idzie w stronę dobrego, to ja się tylko cieszę – lepiej późno niż wcale. My jesteśmy może o krok dalej niż niektóre biura, ale też wciąż się uczymy.

WD: Ważne jest pytanie o to, czy to tylko nalepka na pokaz, czy faktycznie proekologiczne podejście do projektowania.

AK-S: Projekt #ArchitekciDlaKlimatu powstał w Kole Architektury Zrównoważonej w warszawskim oddziale Stowarzyszenia Architektów Polskich. Stosujemy ten hashtag, żeby zwrócić uwagę na temat zrównoważonego rozwoju w architekturze. Bardzo się cieszę, że coraz więcej architektów się pod tym podpisuje. Oczywiście, o ile nie dochodzi do sytuacji greenwashingu i za deklaracjami nie idą zmiany. Natomiast na pewno został wykonany pierwszy krok – więcej się publikuje i czyta na ten temat.

MG: Nie chcę oceniać zaangażowania innych biur w zrównoważony rozwój. Nie słyszy się w mediach zbyt wiele o proekologicznych działaniach firm, które podpisały deklarację, ale nie wiemy jak wyglądają ich codzienne praktyki. Na pewno im więcej osób się z hasłem #ArchitekciDlaKlimatu pokazuje – nawet jeśli nie idzie za tym realne działanie – tym większy wpływ na świadomość problemu w społeczeństwie.

Niedawno zaczęliście serię otwartych wykładów APA Green, na które zapraszacie specjalistów spoza swojego biura. To dość nietypowe przedsięwzięcie jak na komercyjną firmę.

AK-S: Wyniknęło ono z potrzeby dzielenia się wiedzą z zakresu zrównoważonego rozwoju, której nigdy nie chcieliśmy zatrzymywać dla siebie. Wcześniej dzieliliśmy się nią z inwestorami i widzimy, że to działa. To nasza misja.

WD: Zapraszanie gości z zewnątrz to także poszerzanie horyzontów dla nas. Sami doskonalimy się i poszerzamy wiedzę. Tym sposobem szerzej też niesie się informacja, że warto o takich tematach rozmawiać.

SW: To też działa w drugą stronę. Ludzie uświadamiają sobie, że z klimatem coś się dzieje – choćby widząc, że nie ma zimy – i zaczynają interesować się tematem. To nasz obowiązek, żeby wykorzystać ten moment.

AK-S: „Zieloność” jest już właściwie religią w APA. Nawet nie wiemy kiedy to się stało. Wiele zielonych inicjatyw w codziennym życiu firmy to inicjatywy oddolne: segregacja śmieci, wymiana ubrań, rezygnacja z jednorazówek, zdrowe odżywianie. To działa również w prywatnym kontekście – przyjście do pracy z plastikową butelką czy kanapką w foliówce jest obciachem. 

SW: Jeśli zieloność jest naszą religią, to bez misjonarstwa. Niczego nie narzucamy ani nie zakazujemy, staramy się kreować trend. Kiedy zacząłem przyjeżdżać zimą na rowerze do pracy, wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata. A potem sami zaczęli jeździć.

Kiedy firma się rozwija, wchodzi na rynek międzynarodowy. Polskie biura zazwyczaj wędrują na zachód Europy, wy poszliście na wschód.

SW: Przede wszystkim APA jest firmą polską i Polska zawsze pozostanie dla nas głównym rynkiem. Początek naszej kariery na wschodzie był dziełem przypadku. Poszliśmy za naszym czołowym klientem, firmą AIG/Lincoln, obecnie White Star Real Estate, który chciał budować w Moskwie. Obiekt okazał się sukcesem komercyjnym, staliśmy się więc znani w Rosji i postanowiliśmy wykorzystać. Potem zapromieniowało to na Ukrainę.

WD: Warto wspomnieć, że ten pierwszy projekt nie odbył się z nadania. Zostaliśmy zaproszeni do zamkniętego konkursu, który wygraliśmy. Przy kolejnym budynku było podobnie.

MS: Ilość starań, żeby zrealizować ten projekt była ogromna. Bardzo nam na nim zależało. Myślę, że za tym sukcesem stoi nasza plastyczność i umiejętność dogadania się w różnych okolicznościach. Wszystko jest sztuką kompromisu. Oczywiście, można obrócić to w zarzut i stwierdzić, że nie mamy swojej wizji i realizujemy zachcianki inwestora, ale to inwestor jest nadrzędny. My możemy go przekonywać, warto to robić, ale on ostatecznie decyduje. Rynek wschodni przypomina nieco Polskę 30 lat temu: własność prywatna nie jest  jeszcze wykuta w kamieniu, procedury nie są przejrzyste, a większość inwestorów nie wie, czego chce. W związku z tym rola architektów jest zupełnie inna. W Polsce w ciągu ostatnich dekad inwestor został wyedukowany.

Macie dalsze plany na podbój areny międzynarodowej?

SW: Rosja jest już obecnie nasyconym rynkiem, jeśli chodzi o architekturę komercyjną. Lepiej jest na Ukrainie. Niedawno dostaliśmy tam nagrodę za najlepszy budynek komercyjny UnitCity. Mamy już kilka kolejnych projektów w bardzo prestiżowych lokalizacjach w tym kraju i tam staramy się rozwijać.

A jak widzicie swoją pozycję w kontekście polskim?

AK-S: O to chyba trzeba zapytać konkurencję.

SW: Jesteśmy biurem projektującym architekturę komercyjną i moim zdaniem wśród takich jesteśmy w pierwszej piątce.

WD: Jeśli mamy się pozycjonować w kontekście wielkości biur, to faktycznie możemy być w pierwszej piątce.

DB: Na początku działalności firmy niespecjalnie interesowało nas zaistnienie w czasopismach branżowych czy zdobywanie nagród. Teraz jest trochę inaczej.

SW: Pozostawanie low profile było celowym zamiarem, ale już dorośliśmy i trzeba to zmienić.

Jak to się dzieje, że to do was przychodzi tyle zagranicznych biur z propozycjami partnerstwa? 

WD: Z jednej strony to jakość naszych usług, a z drugiej fakt, że sporo naszych inwestorów funkcjonuje na rynkach międzynarodowych, więc wieść się niesie.

MS: Nie zacietrzewiamy się, słuchamy, potrafimy rozmawiać. Nie działamy na zasadzie „po moim trupie”.

AK-S: Inwestorzy nas polecają.

MG: Udaje się to dzięki naszej elastyczności oraz doświadczeniom z rynku wschodniego. Dzięki tamtejszym projektom wiemy jak to jest być po jednej i drugiej stronie – jako architekt koncepcyjny czy ten wiodący oraz ten lokalny. To znacznie ułatwia współpracę z zachodnimi partnerami. 

Który z waszych obiektów był dla was najbardziej przełomowy? 

SW: Najważniejsze budynki mamy dopiero przed sobą.

MS: Myślę, że Saski Crescent. Po pierwsze, był to nasz pierwszy projekt w centrum miasta. Po drugie, użyliśmy tam bardzo ciekawych rozwiązań projektowych, które nie są dostrzegane na pierwszy rzut oka – po raz pierwszy w Polsce zastosowaliśmy tam tzw. glass fields, szklane elementy fasady, dobrze uporządkowaliśmy też kwartał urbanistyczny. To były czasy, w których było zaledwie kilku wykonawców, mało materiałów i wiedzy. Budowanie było wtedy bardzo wymagające.

SW: Wymieniłbym też Blue City, po którym stwierdziliśmy, że możemy wszystko. Budynek ma ćwierć miliona m2 i został przez nas stworzony w zasadzie online.

WD: Blue City zostało pierwotnie zaprojektowane przez kogoś innego, wbrew zasadom i logice funkcjonowania centrum handlowego. Naszym zadaniem było go uratować i przywrócić do życia. Wydaje się, że sporo się udało, plany były oczywiście o wiele większe, ale jak w wielu przypadkach, i w tym budżet okazał się nadrzędny.

MS: Nie wiem czy to jest udany budynek, ale myślę, że niewielu jest architektów, którzy zgodziliby się na podjęcie tego wyzwania. W pewnym momencie przenieśliśmy biuro na budowę, pracowało tam 25 architektów. To były trzy lata, podczas których wyrywano nam projekty z drukarki i pędzono budować. Jeśli doszło do jakiejś pomyłki, to trzeba było burzyć. 

SW: Trzecim przełomowym budynkiem jest White Square – olbrzymi kompleks biurowy w Moskwie. Czwartym – Port Praski.

MG: Dodałbym Elektrownię Powiśle. Projekt, który zaczął się już 12 lat temu. To kamień milowy, bo tam działo się wszystko: rewitalizacja zabytków, budowanie przestrzeni zupełnie nowej, możliwość pracy urbanistycznej z kompleksem budynków, nietuzinkowe podejście inwestora do zagadnień funkcji biurowej i retailowej. 

Elektrownia Powiśle to projekt, które całkowicie zmienia tę przestrzeń miasta. Czujecie odpowiedzialność?

MG: Cieszy nas ona. Zdaliśmy sobie sprawę ze skali oddziaływania tego przedsięwzięcia, kiedy stawialiśmy pierwsze kreski i proponowaliśmy pierwszy układ budynków. Nie pokusiliśmy się o to, żeby postawić jak najwięcej atrakcyjnej dla dewelopera mieszkaniówki, z której stopa zwrotu jest najszybsza. Nie pokusiliśmy się też o to, żeby wyburzać co się da i postawić w to miejsce nowe. Nie wypełniliśmy przestrzeni doszczętnie. Chcieliśmy, żeby miejsce było zarówno dla mieszkańców, jak i dla użytkowników biur – to będzie się wzajemnie nakręcać i żyć całą dobę.

MS: Bardzo dobrym ruchem inwestora było dokupienie kilku działek wokół, co powoduje, że cały kwartał będzie spójną całością.

SW: Wiemy, że to jest dobry projekt. Również na poziomie urbanistycznym, którego jeszcze nie widać. Ulice, przejścia i place zostały świetnie zaprojektowane. To projekt otwarty na przyszłość, którego funkcje będzie można zmieniać. Miejsce jest bardzo atrakcyjne, wypełni się życiem i będzie ewoluowało.

AK-S: Przestrzeń została przywrócona miastu po ponad stu latach. Kiedy funkcjonowała tu elektrownia, wszystko było ogrodzone. Powiśle się rozrastało i okazało się, że trzeba obchodzić bardzo duży teren – otwarcie go jest olbrzymią wartością dodaną dla miasta.

Jak widzicie przyszłość architektury? Jak chcecie projektować w przyszłości w APA?

SW: Trwale i z otwarciem na zmiany. Rola architektury jest rolą służebną, ważne jest życie w budynkach, a nie same budynki. Otwarcie na zmiany jest jedną z najbardziej istotnych cech dobrej architektury.

MG: Dzisiaj bardzo szybko zmienia się sposób użytkowania przestrzeni, dlatego budynek powinien umieć się dostosowywać. Możliwość łatwej rozbiórki i utylizacji budynku nie jest odpowiedzią, bo już sam proces budowy niesie za sobą duże obciążenie dla środowiska. 

WD: Budynki, które dziś się rewitalizuje, zostały zaprojektowane w dobry sposób, z użyciem dobrych materiałów i z uwzględnieniem kontekstu, dlatego przeżywają teraz drugą młodość. Nie burzymy ich, tylko wkładamy w nie nowe życie. 

SW: Polityką naszej firmy jest zrzeknięcie się praw autorskich i pozwalanie na wprowadzanie zmian w budynkach. Nie możemy blokować administracyjnie rozwoju i życia budynku.

AK-S: Są budynki, które z różnych względów nie mogą istnieć długo – na przykład budynki tymczasowe, związane z czasowym zapotrzebowaniem na funkcję, szpitale. W takich wypadkach ważne jest myślenie o ekonomii cyrkularnej. Jeśli życie budynku skończy się po dwudziestu latach, to trzeba zbudować go tak, żeby można było potem wykorzystać materiały, z których jest zbudowany. Tu odpowiedzią może być: prefabrykacja, budownictwo modułowe czy odpowiednio przemyślany projekt z materiałów nadających się do recyklingu.

MS: Jest wiele sygnałów mówiących o tym, że zmieni się obszar zalewowy i wiele obszarów zniknie pod wodą. Pytanie w jakim czasie to się stanie – za pięćdziesiąt lat czy za dwieście. Co do zasady, budynki budujemy na sto lat, więc trzeba to wziąć pod uwagę projektując w obszarach nadmorskich. Nie ma prostych odpowiedzi, ale kluczowa jest kwestia świadomości.

MG: Niezależnie od tego jak będzie, APA będzie cały czas szukała nowych kierunków myślenia i projektowania. Mamy już dwadzieścia pięć lat tradycji, ale niezmiennie zmieniamy się i szukamy nowego. Myślę, że APA będzie ciągle zaskakiwała. Tak jak zrównoważony rozwój był kiedyś czymś zupełnie nowym na rynku, tak jestem przekonany, że będziemy mogli wyznaczać nowe kierunki, nie tylko w rozwiązaniach projektowych, ale też w podejściu do pracy i odpowiedzialności za świat.

AARON BETSKY: Spacer po Elektrowni Powiśle powoduje pewien dysonans poznawczy, gdy próbujesz pogodzić historię produkcji z historią konsumpcji. Ale umiejętność architektów w rozszerzaniu i ekstrapolowaniu stalowej konstrukcji oraz wypełnienia ze szkła i cegły w nowe formy przekształca to, co kiedyś było ciemną i zakurzoną przestrzenią, w przestrzeń światła i swobody.

Architect Magazine

Wizyta krytyka architektury, Aarona Betskiego w trójmiejskiej siedzibie firmy APA Wojciechowski Architekci.